środa, 16 lipca 2014

Rozdział I

   
Jeżeli ktoś to czyta, byłoby mi niezmiernie miło, gdyby zostawił po sobie komentarz :)
_________________________________________________________
Ludzie próbują udawać, że ból na nich nie działa, ale nikt sobie z nim nie radzi. Wszystko złe, co robimy w życiu, bierze się z jakiegoś bólu.

       - No mówię wam, była taka akcja, że myślałem, że mama wyrzuci Freda i Georga z domu - rudy chłopak śmiał się głośno ze swoimi przyjaciółmi - na szczęście udało się ją jakoś przekonać, że nie chcieli źle i, że byłby to bobry pomysł na biznes! Na szczęście skończyło się tylko na krzyku.
Siedzieli właśnie w pociągu, który jechał do Hogwartu. Hermiona za każdym razem czuła się tak samo podekscytowana powrotem do szkoły. Jeszcze raz spojrzała po swoich towarzyszach podróży. Ginny spała oparta o ramię wyraźnie zadowolonego Harrego, długie, rude włosy opadały jej na twarz, prawie zupełnie ją zakrywając. Podekscytowany Ron opowiadał co robił z braćmi w wakacje, a Luna Lovegood czytała książkę pod tytułem 100 rodzajów senniczek. Hermiona nawet nie chciała pytać co to są te senniczki. Neville Longbottom, niezdarny chłopak, miotał się po przedziale w poszukiwaniu swojej Przypominajki, która potoczyła się pod siedzenia. Tak bardzo za nimi tęskniła przez całe lato. Czuła się cudownie, w końcu wracała do miejsca, które kochała całym sercem i było dla niej prawie jak dom. Całe wakacje studiowała podręczniki potrzebne do nauki w szóstym już roku edukacji magicznej. Miała nadzieję, że tym razem znowu uda jej się zdać egzaminy najlepiej ze wszystkich uczniów w szkole. Tym bardziej, że te, czekające ich tym razem były naprawdę trudne. Nie wiedziała, kiedy ten letni czas tak zleciał. Dosłownie chwilę temu wracała tym pociągiem do domu na wakacje. Nagle z rozmyślań wyrwał ją dźwięk brutalnie otwieranych drzwi do przedziału. Ku zaskoczeniu wszystkich stanął w nich Mistrz Eliksirów, Severus Snape.

 - Panno Granger, czy naprawdę muszę przypominać ci, że twoim obowiązkiem, jako Prefekta Naczelnego, jest patrolowanie korytarza podczas drogi do Hogwartu? - warknął.
Przez całą drogę towarzyszyło jej niemiłe uczucie, że coś jej umknęło, ale sprawa najwidoczniej sama się wyjaśniła. Gryfonka żałowała tylko, że akurat w taki sposób.
 - Ja przepraszam, zapomniałam - wyjąkała zawstydzona.
 - Zdołałem zauważyć. Nie jesteśmy jeszcze w szkole i gdyby nie to, twój dom straciłby kilka punktów. – uśmiechnął się ironicznie – A teraz nie każ dłużej czekać swojemu partnerowi, panu Malfoy'owi i rusz się.
Wyszedł i zostawił ją w osłupieniu. Spojrzała po wszystkich zrozpaczonym wzrokiem. Snape zrobił to specjalnie, to on ustalał dyżury i najwidoczniej jak tylko mógł, chciał umilić mi podróż - myślała z przekąsem. Wstała i wolno wyszła na korytarz. Wysoki Ślizgon stał zaraz koło jej przedziału i opierał się o okno. Patrzył na nią wyczekująco i świdrował ją swoimi zimnymi, stalowymi oczami. Platynowa grzywka opadała mu na czoło.
 - No 
wreszcie, nienawidzę czekać – usłyszała głos przepełniony kpiną.
Nie zamierzała na to odpowiadać.
 - Dobra, Granger, rusz się, ja biorę tę część, a ty pójdź na koniec, nie mam zamiaru oglądać Cię przez cały mój dyżur.
 - Jestem kobietą, Malfoy, może nabrałbyś trochę manier i pozwolił mi zadecydować? - żachnęła się.
 - Przede wszystkim jesteś szlamą. Albo idziesz na koniec pociągu, albo robimy dyżur razem, będę chodził za tobą krok w krok i przypominał ci, gdzie jest twoje miejsce – uśmiechnął się cierpko.
 - Dupek - mruknęła pod nosem.
 - Mówiłaś coś, Granger?
 - Podobno jesteś arystokratą, czarodziejem czystej krwi, co ci po tym wszystkim, skoro jesteś skończonym dupkiem i wszyscy cię nienawidzą? Może i jestem szlamą, ale mam prawdziwych przyjaciół, nie kupionych za pieniądze ojca -uśmiechnęła się z satysfakcją i spojrzała mu prosto w oczy.
 - Znam swoją wartość, wiem, że jestem od ciebie lepszy i lubię ci to okazywać, – wyszczerzył zęby w uśmiechu – przykro mi. Mówiąc o przyjaciołach masz na myśli Wieprzleja i Pottera? Nie rozśmieszaj mnie. Też mam przyjaciół, a co najważniejsze co noc mogę mieć inną dziewczynę i korzystam z tego jak mogę. Nie interesuje mnie nienawiść innych, jest częścią mnie. Widzisz? Mam ciekawsze życie od ciebie.
Spojrzała mu w oczy z odwagą i determinacją, ale zrezygnowała z odpowiadania na tę zaczepkę. Dała za wygraną, nie miała ochoty na kłótnie. Zirytowana ruszyła w stronę swojej części korytarza. Byle jak najdalej od Malfoya...

      Jego wzrok padł na czarnowłosą dziewczynę, która siedziała sama w przedziale. Długie nogi trzymała na równoległym siedzeniu i czytała jakąś opasłą książkę. Długie włosy miała zaczesane tak, że opadały na jedno ramię i tym samym odsłaniały twarz. Nigdy wcześniej jej tutaj nie widział. W całej jej postaci było coś niezmiernie interesującego. Wyczuła jego wzrok, spojrzała na niego dużymi, niebieskimi oczami i w odpowiedzi na jego uśmiech puściła oczko. Zaintrygowany wszedł do przedziału.
 - Z pewnością zauważyłabym taką piękność, nie mogłaś chodzić do tej szkoły wcześniej. Mam rację? - uśmiechnął się łobuzersko.
 - Jak najbardziej, przeniosłam się tutaj ze szkoły w Portugalii – odrzuciła do tyłu czarne włosy, a jej głos zdradzał silny akcent – Ellen Lafferty. Mój ojciec jest z Anglii, a teraz znalazł tutaj pracę – obdarzyła go szerokim uśmiechem, pokazując rząd idealnie równych zębów.
Był nią niezaprzeczalnie oczarowany.
 - Draco Malfoy – przedstawił się krótko.
Coś w jej oczach powiedziało mu, że ona dobrze zna to nazwisko. Lafferty... Tak, stary i potężny ród. Uśmiechnął się w duchu, w końcu ktoś na poziomie, jego poziomie. Rozmawiał z nią już dobre dziesięć minut, kiedy...
 - Malfoy! - usłyszał za swoimi plecami wzburzony głos.
Granger wpatrywała się w niego zirytowana, za nią stał Snape. 
 - Czy tobie też mam przypominać, jakie masz obowiązki? - jego głos nie zdradzał żadnych, nawet najmniejszych emocji.
Machnął leniwie różdżką, a Draco poczuł na jego przegubie zaciska się coś na kształt niewidzialnej liny. Zdezorientowany zerwał się z miejsca.
 - Od teraz pan i panna Granger jesteście ze sobą związani zaklęciem, nie możecie się od siebie oddalić na więcej niż dwa metry! A teraz marsz patrolować korytarze – jego ton był lodowaty, ale można było wyczuć nutkę satysfakcji i drwiny.

       - Brawo, twój geniusz mnie przeraża! - była wściekła.
Ostatnie pół godziny spędziła snując się w ciszy za Malfoy'em i pilnując czy pierwszoroczniacy, a czasem też starsi uczniowie, nie mają głupich lub niebezpiecznych pomysłów.
 - Zamknij się, Granger!
 - Ani trochę nie podoba mi się, że muszę teraz cały czas być koło ciebie! Wolałabym już towarzystwo Snape'a!
 - A czy widzisz, żebym ja skakał z radości? - warknął – Zamknij się wreszcie i wszyscy będą zadowoleni.
Nie mógł już słuchać jej irytującego, przemądrzałego tonu. Z ulgą przyjął ciszę. Po chwili zaczęła mu jednak przeszkadzać. Ile można chodzić w tę i z powrotem? Nagle w jego głowie zaświtała pewna myśl.
 - Granger, jak myślisz, co się stanie jeśli oddalimy się od siebie na więcej niż te dwa metry? - zapytał z chytrym uśmiechem.
 - Nie wiem i nie chcę wiedzieć – westchnęła.
Zignorował jej odpowiedź. Kiedy tylko wyczuł moment, w którym Gryfonka zajęła się sobą i wiedział, że nie zdąży go powstrzymać, zaczął nagle biec przed siebie. Natychmiast tego pożałował, niewidzialna siła pociągnęła go mocno do tyłu, Granger pisnęła przestraszona i oboje wpadli na siebie z impetem. Poczuł jak przygniata go ciężar ciała dziewczyny i doleciał do niego delikatny, kwiatowy zapach jej włosów.
 - Widzę, Granger, że wolisz być na górze – uśmiechnął się szelmowsko i uniósł jedną brew.
 - Idiota – warknęła i zeszła z niego z wyraźną złością wymalowaną na twarzy.

      Ceremonia Przydziału dłużyła się niemiłosiernie, każdy był już głodny i zmęczony, a magiczna tiara nadal miała wiele roboty. Kiedy w końcu wszyscy pierwszoroczniacy zostali już przydzieleni do swoich domów, na podwyższeniu stała już tylko wysoka, czarnowłosa dziewczyna, na pewno nie miała jedenastu lat, ale nikt jej tu wcześniej nie widział. Miała w sobie coś interesującego. Hermina zauważyła, że Ron wpatruje się w nią jak zaczarowany, a Gryfonka poczuła ukłucie zazdrości.
 - Oto nasza nowa uczennica, Ellen Lafferty – zagrzmiał głos profesor McGonagall – przeniosła się do nas z Portugalii i od jutra zaczyna szósty rok nauki w Hogwarcie.
Przez salę przeszło kilka pomruków. Dziewczyna usiadła na stołku, czekając na wyrok Tiary Przydziału.
 - Slytherin! - krzyknął magiczny przedmiot zaraz po zetknięciu z ciałem szóstoklasistki.
 - Kolejna czysta krew do kompletu – jęknął Ron, a Hermiona niemalże odetchnęła z ulgą.

      Panna Granger siedziała w Wielskiej Sali i napełniała żołądek najróżniejszymi potrawami. Chciała jak najszybciej położyć się do łóżka, była najedzona i senna. Spojrzała jeszcze raz na jedzenie znajdujące się na stole, ale natychmiast zrezygnowała z wzięcia dokładki. Dyrektor Hogwartu Albus Dumbledore wstał, aby zawiadomić ich o czymś ważnym, zawsze robił to pod koniec uczty. Patrząc po twarzach innych uczniów, Gryfonka przekonała się, że nie tylko ona najchętniej znalazłaby się we własnym łóżku i świeżej pościeli.
 - Mam przyjemność was poinformować, drodzy uczniowie, - zaczął - że w tym roku odbędzie się miesięczna wymiana. Ośmioro naszych uczniów wyjedzie do szkoły magii znajdującej się w Norwegii i taką samą liczbę przyjmiemy do nas. Do pierwszego listopada opiekunowie domów mają obowiązek wyznaczyć po dwie osoby, które będą miały zaszczyt uczestniczyć w pierwszej takie wymianie międzyszkolnej. Dziękuję za uwagę. Możecie udać się do swoich dormitoriów.
Ostatnie zdanie spotkało się ze szczególną radością.

      Hermiona razem ze swoimi przyjaciółmi siedziała w Pokoju Wspólnym, dochodziła północ, zostali tam już tylko oni i jakaś para trzecioklasistów. Chłopcy z przejęciem rozmawiali o quidditchu, a dziewczyna przysypiała powoli na ramieniu Rona. Myślała o minionym lecie. Prawie czuła ciepło słońca na swoim policzku i słyszała szum fal. To zdecydowanie były najlepsze wakacje w jej życiu. Kiedy jej kontakt z rzeczywistością był już mocno osłabiony, a ona sama oddawała się w objęcia Morfeusza, wyobraźnia podsunęła jej jeszcze jedno wspomnienie. Poczuła ciężki zapach perfum pewnego blondyna, prawie tak intensywnie jakby nadal była blisko niego...Otrząsnęła się z tego w momencie, kiedy poczuła, że ktoś bierze ją na ręce i przenosi kawałek.
 - Hermiono, musisz się obudzić, ja nie mogę wnieść cię do twojego dormitorium – usłyszała cichy głos Rona.
Potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, co się dzieje. Stanęła na własnych nogach, jakimś cudem doszła do sypialni i padła na łóżko. Od razu zapadła w sen... Ktoś ją gonił. Była noc, na niebie świecił tylko księżyc w pełni. Bała się, uciekała krętymi uliczkami, wreszcie odważyła się odwrócić. Goniący ją człowiek był coraz bliżej i bliżej, biegł chyba z nadludzką szybkością, a ona nie miała już siły. Jeszcze tylko jeden krok... Jeszcze chwila i będzie bezpieczna... Odwróciła się znowu. Oprawca stał zaraz za nią, poczuła dokładnie jego zapach, był zakapturzony, ale spod kaptura wystawał blond kosmyk, a w świetle latarni błysnęły jego stalowe, zimne oczy... Obudziła się i przerażona usiadła na łóżku.

      Tej nocy ktoś jeszcze miał sen, którego wolałby rano nie pamiętać. Pewien blond włosy chłopak przewracał się niespokojnie na swoim łóżku. We śnie biegł tak szybko, jak tylko mógł ciemnym korytarzem i zaglądał pobieżnie do każdego mijanego pomieszczenia. Wiedział, że musi zdążyć, nie miał innego wyjścia, nie mógł ich zostawić. W końcu za którymś podejściem trafił do dobrego pokoju. Zakapturzone postacie stały w kręgu i patrzyły w zupełnej ciszy na coś, co znajdowało się w środku. Chłopak pobiegł i przepchnął się między dwoma wysokimi i barczystymi postaciami w maskach. Sparaliżował go strach, było już za późno, w kręgu leżały dwa zmasakrowane ciała. Mimo zakrwawionych, praktycznie nie do rozpoznania twarzy Draco wiedział, że są ciała jego rodziców. Chciał krzyknąć, ale głos ugrzązł mu w gardle. Nie był w stanie zrobić żadnego ruchu ani odwrócić wzroku, mógł tylko z niemym przerażeniem patrzeć w niebieskie, martwe oczy swojej matki.